Kuroshitsuji
Recenzja
Kuroshitsuji, pisząc ogólnikowo, nigdy nie było zbyt realistyczną mangą. Zawsze zawierało mnóstwo elementów niezgodnych z epoką wiktoriańską czy postaci jak z cyrku, ale wszystko to razem budowało specyficzny klimat i podawane w takiej ilości po jakimś czasie uodparniało na kolejne głupoty, nawet w obliczu ich rosnącego natężenia i kalibru w ostatnich tomach. Dlaczego więc po otwarciu i szybkim pierwszym przejrzeniu najnowszego tomu jeszcze szybciej go zamknęłam i odłożyłam, żeby przetrawić to, co zobaczyłam? Naprawdę? Grupa śpiewających idoli? NAPRAWDĘ?
Królowa zwraca się do Ciela z prośbą o zbadanie sprawy popularności pewnego miejsca – Sphere Music Hallu – w którym spotykają się ludzie z różnych warstw społecznych oraz zawodów, praktycznie bez ograniczeń. Królową niepokoi to, że tyle osób, w tym wysoko postawionych, tak lubuje się w tych cosobotnich spotkaniach. Tak się składa, że z podobną prośbą wpada do Ciela Edward Midford – okazuje się, że Lizzy z niezrozumiałych powodów po paru takich spotkaniach postanowiła już nie wracać do domu. Same spotkania są, co tu owijać w bawełnę, sekciarskie. Śmierdzą podejrzanie na kilometr, wszyscy uczestnicy są szczęśliwi i twierdzą, że wypełnia ich światło i energia.
Warto wspomnieć, że na pierwsze spotkanie zaprosił Midforda nasz stary znajomy, były prefekt Weston College, Greenhill. Pojawiają się także pozostali członkowie P4, tym razem jako… Starlight‑4. Zresztą, doczytajcie sami, mnie oczka wypala na samo wspomnienie. Napiszę jeszcze tylko, że klimat zrobił się mocno harajukowy, mamy nawet jednego pana chyba aspirującego do stylu decora. Pan ten przepowiada przyszłość, jak na gust Ciela i Sebastiana orientuje się w zbyt wielu sprawach i jest bishounenem, który tak bardzo nie pasuje do miejsca i czasów, że wszyscy Bogowie Śmierci razem wzięci mogą się schować.
Kuroshitsuji wkroczyło na jeszcze wyższy poziom absurdu i odrealnienia, i nawet to, że nawiązuje do całkiem realnych badań, tego nie zmienia. Na szczęście Ciel pozostaje taki, jak dawniej, a jego zszokowana lub zdegustowana mina doskonale komentuje to, co się dzieje przed jego oczami. Mógłby jeszcze walić czołem w biurko, ale w tym wyręczą go pewnie czytelnicy.
Na obwolucie oraz pod nią znajduje się Blavat, wspomniany pan od przepowiedni. W środku znajdziemy standardowo już jedną kolorową ilustrację i tym razem ani jednego dodatku (poza paroma słowami od Yany Toboso), ani reklamy – od okładki do okładki mamy danie główne. Nie ustrzeżono się jednak paru błędów: raz zapomniano odmienić nazwisko Phantomhive'a, a na stronie 167 zamieniono miejscami tekst w dwóch dymkach. W moim egzemplarzu dwie strony są też nieco słabiej nasycone czernią niż reszta. Trudno o stronie technicznej tomu napisać coś więcej, kiedy zasadniczo jakością nie odbiega on od poprzednich.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 10.2011 |
2 | Tom 2 | Waneko | 12.2011 |
3 | Tom 3 | Waneko | 2.2012 |
4 | Tom 4 | Waneko | 4.2012 |
5 | Tom 5 | Waneko | 6.2012 |
6 | Tom 6 | Waneko | 8.2012 |
7 | Tom 7 | Waneko | 10.2012 |
8 | Tom 8 | Waneko | 12.2012 |
9 | Tom 9 | Waneko | 2.2013 |
10 | Tom 10 | Waneko | 4.2013 |
11 | Tom 11 | Waneko | 6.2013 |
12 | Tom 12 | Waneko | 8.2013 |
13 | Tom 13 | Waneko | 10.2013 |
14 | Tom 14 | Waneko | 12.2013 |
15 | Tom 15 | Waneko | 2.2014 |
16 | Tom 16 | Waneko | 4.2014 |
17 | Tom 17 | Waneko | 6.2014 |
18 | Tom 18 | Waneko | 8.2014 |
19 | Tom 19 | Waneko | 10.2014 |
20 | Tom 20 | Waneko | 4.2015 |
21 | Tom 21 | Waneko | 9.2015 |
22 | Tom 22 | Waneko | 2.2016 |
23 | Tom 23 | Waneko | 8.2016 |
24 | Tom 24 | Waneko | 4.2017 |
25 | Tom 25 | Waneko | 9.2017 |
26 | Tom 26 | Waneko | 4.2018 |
27 | Tom 27 | Waneko | 11.2018 |
28 | Tom 28 | Waneko | 7.2019 |
29 | Tom 29 | Waneko | 5.2020 |
30 | Tom 30 | Waneko | 2.2021 |
31 | Tom 31 | Waneko | 3.2022 |
32 | Tom 32 | Waneko | 1.2023 |