Manga
Oceny
Ocena recenzenta
8/10postaci: 8/10 | kreska: 8/10 |
fabuła: 8/10 |
Ocena czytelników
Recenzje tomików
Top 10
Bleach
- ブリーチ
- Bleach (TV)
- Bleach [2018] (film)
- Bleach: DiamondDust Rebellion The Movie 2 (film)
- Bleach: Fade to Black – Kimi no Na o Yobu (film)
- Bleach: Jigoku-hen (film)
- Bleach: Memories in the Rain (OAV)
- Bleach: Memories Of Nobody The Movie (film)
- Bleach: Sennen Kessen Hen (TV)
- Bleach: Sennen Kessen Hen - Ketsubetsu Tan (TV)
- Bleach: Sennen Kessen Hen - Soukoku Tan (TV)
- Bleach Short Story Edition
- Bleach: The Sealed Sword Frenzy (OAV)
- Burn the Witch
- Burn the Witch (film)
- Burn The Witch
- Burn the Witch #0.8: Don't Judge a Book by Its Cover (SP)
Demony, duchy, strażnicy śmierci, nie taki zwyczajny piętnastolatek oraz „mój miecz jest większy od twojego”… Oto Bleach!
Recenzja / Opis
Zgodnie z polityką Tanuki, zastosowałam w recenzji terminy z polskiego wydania mangi.
Ichigo Kurosaki to piętnastoletni uczeń szkoły średniej, którego znakiem rozpoznawczym jest pomarańczowa czupryna oraz skrzętnie ukrywana przed otoczeniem zdolność widzenia i porozumiewania się z duchami. Co prawda nie jest to najbardziej pożądany dar, ale do tej pory nie sprawiał chłopakowi jakichś bardzo poważnych problemów, oczywiście do czasu… Któregoś pięknego wieczoru w i tak średnio uporządkowane życie Ichigo wkracza z hukiem i zupełnie niespodziewanie Rukia Kuchiki, strażniczka śmierci (shinigami). Jej zadaniem jest przywracanie równowagi pomiędzy światem żywych i zmarłych, poprzez oczyszczanie i odsyłanie dusz do Soul Society oraz walkę z hollowami, czyli demonami żywiącymi się ludzkimi duszami. Kiedy właśnie taki stwór atakuje rodzinę bohatera, Rukia staje w ich obronie, ale niestety podczas pojedynku zostaje poważnie ranna. Aby ocalić najbliższych, Kurosaki jest zmuszony przejąć jej moce, dzięki czemu sam zostaje jednym ze strażników. Chcąc nie chcąc, chłopak musi wykonywać obowiązki nowo poznanej koleżanki, przynajmniej do czasu jej wyzdrowienia. Zadanie okazuje się niełatwe, ale na szczęście bohater szybko zyskuje kompanię wiernych przyjaciół, o podobnych do jego zdolnościach, którzy nie zostawią go w potrzebie…
Bleach jest jednym z tych tytułów, które niekoniecznie trzeba kochać, ale wypada je znać. Historia pomarańczowowłosego nastolatka z ogromnym mieczem doczekała się wersji animowanej w postaci serialu oraz rzeszy fanów na całym świecie. Pytanie brzmi, co odróżnia tę mangę od tysięcy innych, opartych na dokładnie tych samych schematach, z równie nierealnymi bohaterami? Ja nieodmiennie stawiam na klimat, idealne połączenie przygody i humoru oraz mnóstwo barwnych postaci. Oczywiście są to elementy, które występują praktycznie w każdym shounenie, ale jest naprawdę niewiele komiksów, w których zostały one tak doskonale wyważone. Fabuła Bleach nie ogranicza się tylko do treningu, kolejnych pojedynków i coraz silniejszych hollowów, ale szybko zaskakuje czytelnika znaczącym zwrotem akcji. Jak się okazuje, „dobry uczynek” Rukii nie przez wszystkich jest za taki uważany, zwłaszcza w Soul Society, dlatego Ichigo zamiast dalej oczyszczać miasto z demonów, musi udać się do Seireitei, czyli siedziby strażników śmierci, aby ratować przyjaciółkę. Pomocną dłoń wyciągnie do niego tajemniczy sklepikarz, Kisuke Urahara oraz grupa znajomych ze szkoły: roztrzepana i słodka do bólu Orihime Inoue, spokojny i introwertyczny Sado Yasutora oraz należący do klanu Quincy, również zajmującego się walką z hollowami, Uryuu Ishida. Co prawda ten ostatni nie pała wielką miłością do strażników i ma po temu ważne powody, ale jednak postanawia pomóc Kurosakiemu. Tak, zaprezentowana przez Kubo Tite historia jest zdecydowanie jednym z największych plusów „Wybielacza”. Część rozgrywająca się w Soul Society zaskakuje skomplikowaniem i pomysłowością intrygi, zwłaszcza jak na zwyczajny shounen. Kolejnym powodem popularności Bleach może być zgrabne połączenie motywów nadnaturalnych, japońskiego folkloru oraz „zwyczajnego” życia. Ile to już razy czytałam na różnych forach internetowych o „poznawaniu kultury japońskiej” dzięki tej mandze, chociaż lepszym określeniem byłaby zapewne „popkultura”. Dorabianie do tego typu komiksu jakiejś ideologii jest pomysłem nieco chybionym, zresztą tak samo jak czerpanie z niego informacji na temat życia współczesnych Japończyków, natomiast nie przeczę, że jako lektura czysto rozrywkowa sprawdza się znakomicie. Konkurencję przebija bardziej interesującymi bohaterami, którzy na dodatek nie są aż tak smarkaci i irytujący jak zazwyczaj, mniejszą ilością przemów na temat przyjaźni, poświęcenia itp. oraz nieco mniejszymi ambicjami bohatera niż ratowanie świata. Niestety uczciwość recenzencka nakazuje mi wspomnieć, że po wydarzeniach w Soul Society jest jeszcze ciąg dalszy, który tak udany jak pierwsza część mangi nie jest. Można powiedzieć, że autor po raz kolejny wykorzystuje ten sam schemat, zmieniając tylko dekoracje i główną osobę dramatu. Na dodatek zamiast postawić na intrygę, wybiera pojedynki, doprowadzając je do absurdu: w oczy rzuca się brak logiki, nie ma elementu zaskoczenia, nieważne są umiejętności czy doświadczenie postaci, a wszystko sprowadza się do „mój miecz jest większy od twojego”. Trudno przewidzieć, jak autor ma zamiar zakończyć mangę (a wszystko wskazuje, że zmierza ona ku końcowi), ale mam nadzieję, że będzie to coś na miarę pierwszej części. Szkoda by było zmarnować potencjał historii i pozostawić wiernych czytelników z poczuciem niesmaku.
Jedną z największych zalet Bleach są postacie, a właściwie całe mnóstwo postaci. O ile sam Ichigo Kurosaki nie prezentuje się jakoś nadzwyczajnie, ot dosyć typowy przykład głównego bohatera, który woli działać niż myśleć, o tyle mieszkańcy Seireitei zdecydowanie się wyróżniają. Zarówno dowódców, jak i zwyczajnych członków trzynastu drużyn rezydujących w Soul Society po prostu nie da się nie lubić. Nie wiem, czy ludzie czuliby się bezpieczni, gdyby wiedzieli, jaka banda dziwaków i postrzeleńców czuwa nad nimi. Mimo surowych zasad panujących w świecie strażników, tak naprawdę każdy kapitan drużyny robi co chce lub co uważa za słuszne w danej chwili, nie przejmując się zbytnio konsekwencjami. Każdego z nich, sprawiającego chociażby nie wiem jak poważne wrażenie, autor stara się również przedstawić w sytuacjach lżejszych, bardziej komediowych. Dzięki temu wydają się bardziej ludzcy i nie przypominają idealnych, marmurowych posągów, a czytelnik jest w stanie z nimi sympatyzować, mimo że faktycznie są przeciwnikami głównego bohatera. Moimi ulubieńcami są zdecydowanie Byakuya Kuchiki, który chyba jako jedyny traktuje Ichigo tak, jak na to często zasługuje, czyli idiotę, Toushiro Hitsugaya, czyli najmłodszy w towarzystwie, ale jednocześnie inteligentny i opanowany, a poza tym niesamowicie uroczy, oraz Joushirou Ukitake i Shunsui Kyouraku, najstarsi stażem kapitanowie, dobrzy przyjaciele i zarazem jedni z najsympatyczniejszych bohaterów, z jakimi się kiedykolwiek spotkałam. Oprócz nich jest jeszcze grupa podkomendnych, równie dziwnych jak dowództwo, oraz postacie poboczne, które nawet jeżeli pojawiają się rzadko, i tak zapadają w pamięć. Na tym tle całkiem nieźle przedstawia się kompania Ichigo, może z jednym wyjątkiem. Sam bohater, jak napisałam na początku akapitu, do szczególnie bystrych nie należy, ale znakomicie sprawdza się w duecie z Rukią, która jest jedną z moich ukochanych postaci kobiecych. Oboje mają niełatwe charaktery, co prowadzi do konfliktów i wielu zabawnych scen, ale kiedy wymaga tego sytuacja, potrafią ze sobą wspaniale współpracować. Pozostali członkowie drużyny, chociaż znają Kurosakiego dłużej, nie mają z nim tak dobrego kontaktu, może z wyjątkiem Sado. Ishida natomiast przy każdej okazji lubi zaznaczyć, jak bardzo nienawidzi strażników śmierci i że w żadnym wypadku nie traktuje Ichigo jak przyjaciela, wręcz przeciwnie. Najgorzej prezentuje się Orihime, dziewczyna pozbawiona rozumu, za to wypełniona po brzegi dobrymi chęciami. Ze wszystkich postaci to jej w udziale przypadła największa moc, chociaż niekoniecznie najbardziej efektowna, co nie zmienia faktu, że jest po prostu tragiczna. Bleach jest przykładem mangi, która, mimo że w założeniu miała być shounenem, tak naprawdę jest skierowana do przedstawicieli obu płci. Większość męskich bohaterów to modelowi bishouneni, na dodatek jest ich taka ilość, że fanki mogą przebierać jak w ulęgałkach. Z drugiej strony Inoue to uosobienie ideału piękna większości mężczyzn (no dobrze, nastoletnich chłopców i zapewne Japończyków): łagodna, głupiutka, ładna, z niezwykle rozwiniętą klatką piersiową, słodka niczym tort marcepanowy i chętnie wypowiadająca imię głównego bohatera, nic tylko utopić… przepraszam, uściskać. „Wybielacz” to jedna z tych mang, w których nawet kiedy ktoś umiera, to o niczym nie świadczy i jest duża szansa, że zobaczymy go w następnym tomie. Jeżeli Kubo Tite zdecyduje się w końcu na uśmiercenie jakiejś ważnej dla fabuły postaci, mam cichą nadzieję, że będzie to właśnie Orihime.
Czego by nie mówić, bleachowa kreska jest niezwykle charakterystyczna: szczupłe postacie, kanciaste, świetnie wyrażające emocje twarze, perfekcyjnie nałożone rastry i ekspresyjny sposób cieniowania. Jak na mangę przygodową przystało, całość jest niesamowicie dynamiczna, co doskonale widać podczas pojedynków. Dzięki doskonałym umiejętnościom rysowniczym autora, mimo dużego natężenia ruchu wszystko jest czytelne i zrozumiałe, a czytelnik nie musi się zastanawiać, jaką część ciała akurat widzi. Najsłabiej prezentują się groteskowe projekty hollowów, w założeniu straszne maszkary w białych, mających przypominać czaszkę maskach, często wydają się komiczne lub po prostu tandetne. Poza tym należy zwrócić uwagę, że komiks jest nieco bardziej krwawy niż anime, co prawda w czerni i bieli nie robi to aż takiego wrażenia, ale lepiej się zastanowić, zanim zafunduje się Bleacha młodszemu rodzeństwu pod choinkę. Druga sprawa to język, naturalny, mówiony, taki jak słyszymy na ulicach. Kubo Tite zadbał, aby cieszył nie tylko obraz, ale również tekst, i tutaj chylę czoła przed polskim tłumaczem, który stanął na wysokości zadania i stworzył barwne, zabawne dialogi, które być może nie są skarbnicą wiedzy na temat kultury Kraju Kwitnącej Wiśni, ale za to są zrozumiałe i odpowiadają klimatowi utworu.
Bleach jest jednym z najlepszych „tasiemców”, jakie powstały i chociaż ostatnio zdecydowanie obniżył loty, warto się chociaż zapoznać z jego pierwszą częścią. To jedna z tych mang, które albo się kocha, albo nienawidzi, a wszelkie dyskusje fanów z antyfanami przypominają te o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą, dlatego zachęcam do przeczytania i wyrobienia sobie własnej opinii. „Wybielacz” jest też przykładem na to, że da się napisać na bazie gotowych, oklepanych schematów coś świeżego, dobrego i interesującego. Olbrzymi sukces tej mangi, jak i podobnych, świadczy o tym, że chociaż nie wiem jak bardzo chcielibyśmy się wyróżniać i pozować na wyrobionych, wybrednych koneserów, i tak jest w nas zakorzeniona potrzeba czegoś lekkiego i niewymagającego. Nie samą kulturą wysoką człowiek żyje, a Bleach jest świetnym powodem, by dać odpocząć naszym zmęczonym szarym komórkom, zwłaszcza teraz, kiedy J.P.Fantastica zdecydowało się go wydawać.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Shueisha |
Wydawca polski: | J.P.Fantastica |
Autor: | Kubo Tite |
Tłumacz: | Paweł Dybała |
Wydania
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
Bleach — recenzja mangi na Anime Forever | Nieoficjalny | pl |
Podyskutuj o Bleach na forum Kotatsu | Nieoficjalny | pl |
Zakup mangę Bleach w sklepie Komikslandia | Oficjalny | pl |