Bleach
Recenzja
Jak można się było spodziewać, po porcji wyjaśnień i małej zadymie czeka nas teraz część treningowa – pod tym względem mangi shounen są niestety boleśnie przewidywalne. Ichigo, obawiając się tego, że w każdej chwili może nad nim kontrolę przejąć Hollow, odwiedza siedzibę Visoredów, ponieważ wie, że opanowali oni sztukę kontrolowania Hollowów. W sposób mało subtelny domaga się nauki, więc nieco wody w Wiśle upłynie, nim obie strony dojdą do porozumienia.
Nietrudno zgadnąć, że warunkiem opanowania Hollowa siedzącego we wnętrzu Ichigo jest pojedynek z nim. Pod tym względem Kubo Tite także nas nie zaskakuje. Powiedziałbym, że jeśli nawet to robi, to raczej in minus, bo walka Ichigo z jego białym odbiciem okazuje się niezbyt ciekawa. Większy plus tego tomiku stanowi prezentacja poszczególnych Visoredów. Autor, choć nie miał zbyt wiele miejsca dla wszystkich, dał go każdemu mniej więcej tyle samo, pozwalając czytelnikowi wychwycić najbardziej charakterystyczne elementy. Inna sprawa, że przynajmniej na razie nowe postaci nie są aż tak wyraziste jak ekipa z Soul Society.
Skoro już przy Soul Society jesteśmy – pod sam koniec No Shaking Throne stajemy się świadkami rozmowy Hitsugayi, Rangiku i Orihime z wszechkapitanem Yamamoto. Dowiemy się z niej nieco o planach Aizena a także o tym, co nas czeka w nieodległej przyszłości. Tomik ten skupia się jednak w takim stopniu na Ichigo i jego problemach, że wszyscy inni bohaterowie pozostają na trzecim planie. Wątki Isshina czy Tatsuki nie doczekały się kontynuacji. Można powiedzieć, że to, co tu zawarto, musiało zostać w jakimś momencie opisane, ale może dobrze, że zmieściło się w jednym zeszycie. Liczę, że kolejny, dwudziesty szósty tomik, będzie już ciekawszy.
Na okładce znalazł się tym razem Hollow Ichigo, co jest zrozumiałe, gdy weźmiemy pod uwagę jego udział w fabule. Tym, co zwróciło moją uwagę i nieco zirytowało, jest cenzura. Słabszą stronę tłumaczeń Pawła Dybały stanowi obsesyjne unikanie wulgaryzmów, gdy zaś został do ich użycia zmuszony, „brzydkie” słowo częściowo wykropkowano (strona 110 – „Pier__lę”). Nie wydaje mi się, żeby w mandze, która i tak ma ograniczenie wiekowe, takie słowa stanowiły problem. Razi to szczególnie w zestawieniu z niedawno wydanym Hatsukoi Limited z Waneko, gdzie tłumaczka nie miała podobnych problemów.
W tomie nie ma dodatków sensu stricte, chyba że za takowy można uznać krótki komiks o zapasowych ciałach, którego poszczególne strony umieszczane są między rozdziałami. Jego konkluzja znalazła się na przedostatnich stronach mangi. Ostatnia, jak zwykle w Bleach, zawiera wyjaśnienia od tłumacza. Nadal na okładce, stronie tytułowej i pierwszej stronie mangi mamy trzy różne formy zapisu imienia i nazwiska autora.