Bleach
Recenzja
Cały czterdziesty piąty tomik Bleach podporządkowany jest w zasadzie tylko jednej kwestii – pokazaniu tego, jaki to super i w ogóle ponad przeciętność jest Aizen. Naprawdę, gdyby to było anime, oczekiwałbym, że zacznie on błyszczeć i rozsiewać wokół wróżkowy pyłek. Aizen nie tylko chwali się na lewo i prawo swoimi supermocami i potęgą, ale jeszcze używa ich, spuszczając tęgi łomot każdemu, kto stanie mu na drodze. A staje na niej całkiem sporo przeciwników, bo mimo pewnych strat poniesionych w walce z Espadą, Strażników Śmierci zostało jeszcze wielu. Co więcej, akurat na pole bitwy przyleciał Ichigo, wedle zapewnień wszystkich wokół będący jedyną osobą, która może pokonać Aizena. Ale tylko pod pewnymi warunkami…
Drażnić może przewidywalność tego tomu. Serio, widać wyraźnie, do czego to wszystko zmierza, zatem kolejne walki, tak pojedyncze, jak i grupowe, Strażników oraz Visoredów z Aizenem, są po prostu zapychaczami miejsca. Zdaje sobie chyba z tego sprawę Gin Ichimaru, który siedzi w kącie i komentuje co jakiś czas sytuację, zachwycając się naturalnie zdolnościami swojego przełożonego. Z drugiej strony, jak tu się nie zachwycać, kiedy jeden facet idzie jak burza i zmiata kolejno wszystkich przeciwników, nawet gdy ci wydają się nie najgorzej kombinować. Zauważalne jest, że ze wszystkich kapitanów tylko Unohana nie włącza się do walki, skupiwszy się na leczeniu rannych. I wreszcie, gdy już wszyscy leżą i kwiczą, do walki wkracza Genryuusai Yamamoto.
Akcja tego tomu rozgrywa się w całości w fałszywej Karakurze, nie wiemy zatem, co się wyprawia w Hueco Mundo. Ciut tego żałuję, bo odkrycia Kurotsuchiego wydawały się ciekawe. Tym, o czym pewnie już wszyscy zapomnieli, z autorem włącznie, jest świat ludzi, który od bardzo długiego czasu nie istnieje w fabule tej mangi. Ja wiem, kluczowe walki, najsilniejsi przeciwnicy itd., ale nawet krótkie interludium ze świata ludzi byłoby dla mnie miłym urozmaiceniem.
Na okładkę trafił dziadek Yama, pojawiający się na niej po raz pierwszy. Konwencja graficzna jest ciut inna niż zwykle, bardziej dynamiczna i dramatyczna, co oddaje klimat tego tomu. Należy to uznać za plus. Tłumacz tym razem nie miał nic nowego do opisywania, zauważyłem, że te kwestie, które niekiedy były omawiane w dodatku, teraz zostały sprowadzone do przypisów, zwłaszcza gdy nie wymagały szczególnie rozbudowanego omówienia.