Bleach
Recenzja
Uczniowie vs mistrzowie – tak najkrócej można by streścić wydarzenia przedstawione w osiemnastym tomie Bleach. Choć plan Ichigo działa, jego skutki dla Strażników Śmierci okazują się dramatyczne, gdyż stawiają ich po dwóch stronach barykady. Ci, którzy chcieli uratować Rukię, zmuszeni są teraz do walki z tymi, dla których reguły Dworu Przeczystych Dusz pozostają najważniejsze. Szczególnie ciekawie wypadają pojedynki między dawnymi mistrzami i ich uczniami. Mimo wzajemnego szacunku na wierzch wychodzą bowiem różne, niekiedy starannie skrywane uczucia.
Szczególnie dobrze widać to w starciu Yoruichi z Sui Feng. W działaniach tej drugiej czuć prawdziwą burzę emocji, wywołanych wieloletnią rozłąką z dawną przełożoną. Możliwe, że to nawet one, bardziej niż same zdolności obecnej przywódczyni sił karno‑egzekucyjnych, sprawiają, że jest dla „Bogini Błysku” godną przeciwniczką i prawdziwym wyzwaniem. Trochę inaczej przedstawia się sprawa walki kapitanów Ukitake i Kyouraku z wszechkapitanem Yamamoto. Dla obu stron jest to potyczka, której woleliby uniknąć. Mimo to innego rozwiązania na horyzoncie nie widać.
Jakby w tle pozostają inne kwestie, czyli ponowne spotkanie Ichigo z Byakuyą (wbrew zapowiadającemu powrót Truskawki tytułowi, główny bohater nadal nie jest tu postacią pierwszoplanową) i Renjiego z Rukią – widać wyraźnie, że autor odłożył je do kolejnego tomu. Podobnie rzecz się ma z działaniami Unohany. Pochwalić należy autora, że w tej całej zawierusze znalazło się też miejsce dla bardziej humorystycznego akcentu, jakim jest scenka z udziałem Zarakiego i Yumichiki. Wyraźnie widać jednak, że akcja zbliża się do punktu kulminacyjnego, który zapewne osiągnie w następnym tomie.
Okładkę zdobi Sui Feng w dynamicznej (niezbyt typowej dla okładek tej mangi) pozie. Niestety, w odróżnieniu od wydań poprzednich, mamy tutaj bubla w postaci uciętego numeru tomiku – połowa ósemki wychodzi poza okładkę, co wygląda trochę niechlujnie, zwłaszcza że wcześniej nie zdarzały się takie wpadki. W ramach dodatku autor zamieścił krótkie charakterystyki Ukitake i Kyouraku, niezbyt jednak wiele wnoszące do obrazu tych postaci. Ostatnia strona tradycyjnie należy do tłumacza. Polski przekład nie nastręcza większych niespodzianek, choć jak rzadko kiedy Paweł Dybała pozwolił sobie na żart, wkładając w usta Yumichiki internetowe „Trololololo”.