Bleach
Recenzja
Wiadomość, którą Hitsugaya otrzymał z Soul Society, roznosi się błyskawicznie po okolicy, stawiając wszystkich w stan podwyższonej gotowości. Bez względu na przynależność, każdy dysponujący jakimiś paranormalnymi zdolnościami mieszkaniec Karakury bierze się ostro za ćwiczenia, gdyż nadchodzące starcie z Aizenem et consortes z pewnością nie będzie łatwe. Jednak nie oznacza to, że tomik dwudziesty szósty Bleach należy do nudnych, nawet jeśli większa jego część dotyczy li tylko przygotowań.
Jeśli ktoś już miał dość marudzenia Ichigo, spieszę donieść, że dobiegło ono końca. Główny bohater odzyskał pewność siebie i z wigorem ćwiczy u boku visoredów. Zła wiadomość z kolei jest taka, że marudzenie Ichigo zostało zastąpione marudzeniem Orihime. Dziewczyna otrzymuje jasną i jednoznaczną wiadomość, że do walki się nie nadaje, więc najlepiej zrobi, jeśli będzie się trzymać z daleka od wszystkiego i nie przeszkadzać. Co ciekawe, pomoc nadchodzi z najmniej chyba oczekiwanej strony. Pod koniec tomu do świata żywych przybywa kolejny oddział Arrancarów, w skład którego wchodzą zarówno starzy znajomi, jak i nowe postaci. Choć podczas lektury tego nie czuć, to w rzeczywistości mangowej mamy tu miesięczny przeskok czasowy.
The Mascaron Drive koncentruje się na Orihime – ze wszystkich postaci jej poświęcono tu najwięcej miejsca. Obserwujemy podobny rozwój wydarzeń, jaki miał miejsce w przypadku Ichigo – brak wiary we własne siły, grupową terapię, a następnie trening. Jakby w tle tego wszystkiego podobny zestaw ćwiczeń przechodzą Chad (przy pomocy Renjiego) i Ishida, którego zabić/wyćwiczyć (niepotrzebne skreślić) usiłuje jego ojciec. Autor po raz kolejny daje okazję do walki Ichigo i Grimmjowowi, pokazując wyraźnie, że stworzył parę przeciwników, którym zapewne nie raz jeszcze każe skrzyżować miecze. Nowi arrancarzy – Wonderweiss i Luppi – nie należą, jak na razie, do szczególnie ciekawych postaci. Drugi z nich może pochwalić się metodami walki znanymi doskonale fanom mang hentai.
Na okładce tego tomu znalazł się Luppi, możemy zatem przekonać się już na starcie, że w Hueco Mundo najwyraźniej cierpią na braki zaopatrzeniowe, zważywszy na dziurę w stroju tego bohatera. A może po prostu nie mają tam dobrego krawca (co sugerują wyraźnie za długie rękawy szaty Luppiego)? Ciekawostką jest pokazana na szkicach między rozdziałami historyjka o przygotowaniach członkiń Stowarzyszenia Kobiet – Strażników Śmierci do wycieczki na plażę. Zwraca uwagę efektowny finał tego dowcipnego epizodu w postaci dużej, dwustronicowej grafiki na stronach 206‑207. Aż żal, nie możemy jej podziwiać w kolorze…
Do przekładów Pawła Dybały zwykle nie mam okazji się przyczepić, jednak w tym tomie tłumacz dał mi sposobność do tego. Na stronie 34. Shinji mówi „Nie od razu Kraków zbudowano”. O ile nie mam nic przeciwko lokalizacjom, przekładaniu idiomów, wstawianiu dialektów itd., tak wzmianka o Krakowie w ustach bądź co bądź Japończyka brzmi na tyle dziwnie, że jakoś się jednak gryzie z miejscem wydarzeń. Wydaje mi się, że tłumacz mógł tu użyć jakiegoś mniej „lokalnego” zwrotu, równie dobrze oddającego sens. Ale to wszystko, gdyby zaś każde polskie tłumaczenie mang cierpiało wyłącznie na takie przypadłości, to bez wahania mógłbym napisać, że osiągnęliśmy w Polsce poziom mistrzowski.