Bleach
Recenzja
Gdy już wydaje się, że Yamamoto pokonał przywódcę wroga, dzieje się coś dziwnego. Zjawia się kolejny… Ywach! Okazuje się, że kapitan do tej pory walczył z sobowtórem stworzonym dzięki mocy jego dwóch podwładnych, Royda oraz Loyda. W momencie gdy prawdziwy Ywach kradnie rozpostarcie wszechkapitana, sytuacja staje się dramatyczna.
Po unicestwieniu dowódcy trzynastu oddziałów quincy rozpoczynają zmasowany atak na Dwór Przeczystych Dusz. Z odsieczą przybywa Ichigo, który staje naprzeciwko Ywacha. Wydaje się jednak, że nie ma w tym starciu żadnych szans. Co więcej, słyszy od wroga masę niezrozumiałych rzeczy na temat swojego pochodzenia. Niemal zostaje pokonany i zabrany przez przeciwnika, jednakże ten w pewnym momencie postanawia się wycofać. Najwyraźniej Ywach nie może przebywać w Soul Society przez nieograniczony czas. Cena jednak jest wysoka – miecz Ichigo zostaje uszkodzony w postaci rozpostarcia, co uniemożliwia jego naprawę. W związku z ogromnymi stratami do Dworu Przeczystych Dusz przybywa Zerowy Oddział, podlegający samemu Królowi Dusz. Co przyniesie ich wizyta? Czy uda się na nowo zorganizować oddziały obronne?
Tomik po raz pierwszy od dłuższego czasu dostarcza całą masę nowych informacji. Poznajemy nieco lepiej moce quincych, a także przebieg ich pierwszej wojny z obrońcami Dworu Dusz. Wyjaśniona zostaje też pewna kwestia pozostająca zagadką od czasu próby stworzenia Królewskiego Klucza przez Aizena. No i przede wszystkim pojawiają się nowi bohaterowie, na swój sposób ciekawi, którzy zapewne ukrywają po kilka asów w rękawie. Niestety, autor nie do końca radzi sobie z ułożeniem tego w spójną całość – momentami natłok wydarzeń i informacji wywoływał chaos.
Wydanie pod względem technicznym niczym nie różni się od tomów poprzednich. Okładka przedstawia wszechkapitana Yamamoto, a z tyłu umieszczono krótkie streszczenie wydarzeń. Numeracja stron jest odpowiednio częsta, a jakości druku nie mogę nic zarzucić. Tłumaczenie również niczym nie zaskakuje. Mamy tu typową mieszaninę przetłumaczonych nazw własnych ataków, obiektów czy miejsc przeplecionych angielskimi zwrotami – zabawnie wygląda to zwłaszcza w spisie treści. Znalazłem jedną literówkę, na stronie 18 zamiast „zwłoki” znalazło się „zewłoki” – chyba że takie właśnie było zamierzenie. Jedynym dodatkiem do tomu jest pojedyncza strona materiałów promocyjnych polskiego wydawcy.