Bleach
Recenzja
Ichigo i jego towarzysze kontynuują akcję na Dworze Przeczystych Dusz. Głównemu bohaterowi i Ganju udaje się pokonać dotychczasowych przeciwników, jednak natychmiast stają się celem kolejnego pościgu. W całym tym zamieszaniu „porywają” Hanatarou Yamadę – medyka należącego do czwartego oddziału Strażników Śmierci. Słysząc, że Ichigo i Ganju pragną uratować Rukię, chłopak postanawia zaprowadzić ich do miejsca, w którym jest uwięziona – Wieży Żalu. Niestety na ich drodze staje Renji Abarai. Rozpoczyna się walka. Czy Ichigo pokona przeciwnika?
Pierwsze rozdziały jedenastego tomu Bleacha służą zakończeniu walki Ganju, rozpoczętej w poprzedniej części komiksu, a Ichigo dowiaduje się, gdzie przebywa Rukia. Poza tym nie dzieje się w nich nic zaskakującego. Autor zafundował czytelnikom kilka komediowych scen, pojawiają się Chad, Uryuu i Orihime, lecz ich pojedynki nie należą do najciekawszych. Całość zmienia się w ostatnich rozdziałach, kiedy dochodzi do walki Renjiego i Ichigo. Najważniejszą z nowych postaci, które poznajemy, jest Hanatarou z oddziału czwartego. Dowiadujemy się, że właśnie ten oddział uważany jest za najsłabszy i nie cieszy się poważaniem pozostałych. Trochę miejsca poświęcono również na wyjawienie faktów z przeszłości Rukii i Renjiego.
W tomiku, oprócz rysunków o różnorakiej treści umieszczonych pomiędzy rozdziałami, nie znajdziemy żadnych dodatków. Nie zabrakło za to strony z wyjaśnieniami od tłumacza. Tylna okładka standardowo zawiera streszczenie wydarzeń czekających na czytelników w trakcie lektury.
Pod względem polskiego wydania i jego poziomu nic się nie zmieniło. Tradycyjnie już tomik został wydrukowany na śnieżnobiałym papierze, nie ma obwoluty ani kolorowych stron. Przekład trzyma wypracowany poziom. Nie natrafiłem na żadne istotne błędy językowe, stylistyczne czy techniczne, jedynie na stronie 163 tłumacz pozostawił oryginalną wersję nazwy broni Renjiego.