Bleach
Recenzja
Dokończeniem pojedynku Ishidy z Kurotsuchim zaczyna się piętnasty tomik Bleach. Autor przyzwyczaił nas już, że zwykle starcia z udziałem kluczowych postaci przerywa reminiscencjami z ich dzieciństwa – tu nie mogło być inaczej, acz może szkoda, że nie poznaliśmy młodości i motywacji Kurotsuchiego (te mogłyby być dość ciekawe). Dalszy ciąg zajmuje kolejny już trening Ichigo, zaś trzeci wątek fabularny, rozwijany już od dwóch tomów, dotyczy spisku, jaki zawiązał się w Soul Society, a w który zamieszani są prominentni członkowie tej społeczności.
Akcja nieco zwalnia, ustępując miejsca wyjaśnieniom, pozwalającym lepiej przybliżyć widzowi nowe postaci, choć nadal nie wiadomo dokładnie, kto, kogo, czemu i dlaczego. Tomik zamyka klasyczny „cliffhanger”, zaś jako dodatek otrzymujemy historyjkę z czasów, kiedy Renji, Hinamori oraz Izuru uczyli się jeszcze w akademii. Nie wnosi ona wiele, ale przyjemnie się ją czyta, a przy okazji wyjaśnia, w jaki sposób skrzyżowały się ścieżki tych trzech postaci.
Poziom wydania tomu określić muszę niestety jako najwyżej średni. O ile tym razem udało się uniknąć błędów językowych, to pojawiło się coś, czego do tej pory Bleach raczej unikał, czyli błędy drukarskie związane z bokami stron. I nie chodzi o zwykłe przycięcie, ale o sytuację, gdy z boku strony mamy biały pasek zasłaniający cześć tekstu i grafiki. Tego typu błędy zdarzały się do tej pory JPF‑owi w dodrukach: szkoda, że pojawiają się także w nowych wydaniach. Rozumiem, że tasiemce w rodzaju Bleach są wydawane „ekonomicznie”, jednak można by oczekiwać więcej dbałości, szczególnie gdy zestawi się to z coraz lepszym poziomem wydawniczym innych graczy na rynku. JPF, kiedyś pierwsza liga, zaczyna powoli spadać do drugiej.