Bleach
Recenzja
Czas na wyjaśnienie całej intrygi – na tym koncentruje się dwudziesty tomik Bleach, zamykając jednocześnie wątek fabularny związany z ratowaniem Rukii. Aizen, który okazuje się od początku pociągającym za sznurki, niczym typowy arcyknuj objaśnia wszystkim ze szczegółami swoją skomplikowaną intrygę, świadom, że i tak nikt mu w niczym przeszkodzić już nie może. Ale czy na pewno?
W Bleach gadania nigdy nie było za wiele – taka już specyfika gatunku shounen, acz nawet na tle innych pozycji z tego nurtu trudno nazwać ten komiks szczególnie bogatym w słowa. Dwudziesty tom stanowi tu niejako wyjątek – to właśnie rozmowy, a szczególnie długie monologi Aizena zajmują tu zdecydowaną większość miejsca, cała reszta ma formę niezbyt długich przerywników między nimi. Pojawia się jednak okazja, by zebrać do kupy wszystkich bohaterów, od krewnych i znajomych Ichigo poprzez ekipę kapitańską Dworu Przeczystych Dusz po postaci, których już dawno nie było widać – Kuukaku czy Jidanbou. Swoje pięć minut dostaje Rangiku Matsumoto, ponieważ tym razem to z jej reminiscencjami przyjdzie się czytelnikowi zapoznać.
Widać wyraźnie, że autor postanowił wszystkie kwestie związane z Aizenem wyjaśnić w jednym tomie, można zatem przypuszczać, że w dwudziestym pierwszym rozpocznie się już nowa historia, w której to właśnie zdradziecki kapitan oraz jego towarzysze (tak starzy, jak i nowi) będą głównymi przeciwnikami bohaterów. Z drugiej strony to dobry moment na lekkie spowolnienie fabuły, która ostatnio w Bleach nabrała niezłego tempa, i zajęcie się bardziej osobistymi sprawami bohaterów.
Na okładce End of Hypnosis znalazł się Gin Ichimaru, co świadczy o tym, że Kubo Tite nie zamierza na razie powtarzać tam bohaterów (pojawienie się Ichigo na okładce tomu dziewiętnastego można zatem traktować jako wyjątek). Przy okazji zwróciła moją uwagę rzecz następująca – na okładce autor przedstawiony jest jako Tite Kubo, ale już na stronie tytułowej – jako Kubo Tite, by stronę później znów przemienić się w Tite Kubo, a na kolejnej stronie stać się Kubotite. Ten brak konsekwencji występuje zresztą w polskim wydaniu Bleach od samego początku. Dziwne, że wydawca nie wpadł na pomysł, aby to jakoś ujednolicić. Dwie dość gęsto wypełnione strony zajęły tym razem wyjaśnienia tłumacza. Z kolei aż siedem ostatnich stron to nadesłane przez polskich fanów obrazki przedstawiające ich projekty Hollowów. Nie wiem czy JPF zamierza trwale włączyć się w tradycję publikowania fanartów (której krzewicielem w Polsce jest Waneko), jednak ów gest na pewno warto pochwalić.