Bleach
Recenzja
Każdy, kto choć trochę poznał mangę Bleach, łatwo dostrzeże pewne rządzące nią zasady. Jedna z nich głosi, że pojedynki toczy się zawsze honorowo, jeden na jednego. Tej zasadzie, obowiązującej w przypadku większości walk, przeczy wyraźnie starcie Renjiego i Ishidy z Szayelaporro. Tu mamy okazję obserwować jej ciąg dalszy, zaś szalony naukowiec ma w rękawach nie tylko macki, ale i sporo oryginalnych, nawet jeśli miejscami makabrycznych, sztuczek.
Ale pojedynek ten nie jest zasadniczą częścią trzydziestego trzeciego tomiku Bleach. Nntoira, który zgodnie ze wzmiankowaną wcześniej zasadą, pojawił się na polu walki dopiero po finale bitwy Ichigo i Grimmjowa, nie ukrywa szczególnie, że jest typem w rodzaju „jestem najsilniejszy w całej wsi” i chętnie to udowadnia. Co by nie mówić, słów na wiatr nie rzuca, toteż zmęczony poprzednią walką Ichigo wydaje się stać na straconej pozycji. Oczywiście, musi nadejść odsiecz – i przychodzi ona z najmniej spodziewanej strony, gdyż malutka Nel, widząc nieuniknioną porażkę swojego opiekuna, powraca do swojej prawdziwej postaci i rzuca się na Nntoirę. Czy jest ktoś, kto mógłby się równać z Espadą piątego stopnia? Cóż, jak się okazuje, Nel kimś takim właśnie jest… A kim jest dokładniej? To wyjaśnia załączona historia, poświęcona jej przeszłości.
Tomik dużo mówi nam o towarzyszącej bohaterom już od kilkunastu rozdziałów zielonowłosej dziewuszce. O ile wcześniej pełniła głównie rolę elementu komediowego, tak teraz Kubo Tite postanowił dać jej okazję to przeprowadzenia prawdziwego tour de force. Przy okazji jej przemiana potwierdza kolejną z zasad panujących w świecie Bleach – jeśli coś jest małe i słodkie, istnieje duża szansa, że w pewnym momencie przemieni się w hojnie obdarzoną przez naturę kobietę. Przy okazji pozwolę sobie na pewną dygresję dotyczącą przewagi mangi nad anime – otóż czytając ów tomik i nie znając wersji animowanej, założyłem, że Nel po przemianie mówi jak normalna, dorosła kobieta. Rzuciwszy okiem na fragment animowany, przekonałem się, że tam zmiana w głosie nie zaszła…
To kolejny tom pełen walk, który w zasadzie nie tylko nie popycha do przodu fabuły, ale wyjąwszy wyjaśnienie historii Nel nie wprowadza nawet bardziej dramatycznych wydarzeń. Jedno natomiast zwróciło moją uwagę – mianowicie po raz pierwszy chyba w Bleach Ichigo znalazł się w sytuacji, kiedy leży poobijany, nie mogąc się podnieść, a ktoś do niego podchodzi, mówi „Leż tu i poczekaj, ja się nim zajmę”. Co ciekawsze, Ichigo, zamiast się rzucać i miotać, grzecznie robi to, co mu każą. Inna sprawa, że Nel zapewne bez większego trudu byłaby w stanie zmusić go siłą, aby nie przeszkadzał.
W tłumaczeniu tego tomiku pojawia się drobny żart słowny. Jak wiadomo, Bleach, jako manga adresowana do czytelnika nastoletniego, unika wulgaryzmów nawet w sytuacjach, kiedy wydają się one jak najbardziej na miejscu. Widać to także w polskim przekładzie. Zaskoczyło mnie zatem, gdy na stronie dwudziestej siódmej Szayelaporro w pewnym momencie rzuca jednoznacznie brzmiącym w języku polskim „Ssij!”. Jak się okazuje, nie jest to jednak mało przystojne życzenie pod adresem przeciwników, ale pierwsza część formuły jego ataku… Notabene, sama nazwa ataku jest jak na Bleach dość odważna, gdyż brzmi „Ssij, lubieżna kochanko”.
Na okładkę trafił Nntoira (swoją drogą, jeden z nielicznych Arrancarów, którego imię potrafię bez większego problemu zapisać z pamięci…). Po raz pierwszy od pewnego czasu dostajemy też dodatek raczej dla fanów anime – szkice i projekty związane z historyjką dotyczącą Shuusuke Amagiego, którego wątek pojawił się wyłącznie w serialu telewizyjnym. Strona z wyjaśnieniami od tłumacza jest zaledwie w połowie zapełniona.