Bleach
Recenzja
Pojawienie się na polu walki Ichigo nie jest zapewne dla czytelników taką niespodzianką, jak dla Aizena, który, skupiony na starciu z Yamamoto, dał się zaskoczyć. Ale to dopiero początek całej serii takich sytuacji, którą pokazuje czterdziesty szósty tomik Bleach.
Nie należy bowiem oczekiwać, że już zaraz czeka nas walka Ichigo z Aizenem. Może szkoda, bo dostalibyśmy finał… Ale na razie wszystko wskazuje na to, że chłopakowi przyjdzie trochę powalczyć z Ginem Ichimaru. Ten ostatni jak dotąd nie miał zbyt wielu okazji, by jakoś szczególnie się wykazać, zatem po raz pierwszy zobaczymy w pełnej krasie jego umiejętności. A te, jak łatwo przypuszczać, do zwyczajnych nie należą. Pojedynek toczy się z przerwami, ponieważ bohaterowie co chwila zajmują się obserwowaniem kluczowych wydarzeń związanych z Aizenem i resztą.
Jaką resztą, ktoś spyta, w końcu większość ekipy została już skopana i ledwie dycha. Ano nie tak do końca, bo i owszem, kapitanowie, wicekapitanowie i wizoredzi liżą rany, ale na scenie pojawiają się postaci, o których czytelnik pewnie zdążył już zapomnieć, tak dawno ich nie widzieliśmy. Kto konkretnie? Tego nie będę zdradzał, niemniej obecność co najmniej jednej z nich zdrowo zaskoczy nie tylko czytelników, ale przede wszystkim głównego bohatera.
To kolejny tomik, którego akcja w całości toczy się w fałszywej Karakurze, przez co nadal nie wiemy, jak się sprawy mają w Hueco Mundo. Chociaż podobnie jak poprzedni, skupia się on na serii walk, to przynajmniej popycha nieco do przodu fabułę. Przyznam, dość irytujące było, kiedy Aizen w arcyklasyczny dla głównego złego sposób tłumaczył, jak to wszystko, co się do tej pory wydarzyło, było częścią jego planu. Nie wiem jak wy, ja w takich momentach zwykle się po prostu śmieję. Niemniej, dostajemy kolejny element układanki wyjaśniającej moce Ichigo i jego przyjaciół.
Czterdziesty szósty tomik na pewno należy do najlepszych, jeśli chodzi o serię poświęconą bitwie o Karakurę. Dzieje się tu dużo, ale całość skupia się na zaledwie kilku postaciach i to tych bardziej udanych. Oczywiście czytelnik wie, że czego by inni nie robili, to i tak ratowania świata spadnie na barki Ichigo. Zwraca natomiast uwagę obecność na okładce Rangiku Matsumoto. Śledzący fabułę mangi pamiętają zapewne, że po walce z Fraccion Harribel została ona na dobrą sprawę wyeliminowana z rozgrywki. Skoro jednak na scenę powraca Gin Ichimaru, to wszystko wskazuje na to, że i dla Rangiku miejsca nie zabraknie, choć ten tomik zaledwie to sugeruje.