Naruto
Recenzja
Pain kontynuuje atak na Konohę, pozbywając się każdego, kto stanie mu na drodze. Jednak shinobi z osady nie zamierzają się poddać i dają z siebie wszystko – nawet Kakashi, któremu grozi widmo śmierci. Do Fukasaku i Naruto docierają wieści, że coś niepokojącego dzieje się w Wiosce Liścia, więc niezwłocznie się do niej udają. Niestety Konoha w żaden sposób nie przypomina miejsca, którym była przed przybyciem wroga. Jakby tego było mało, jedno z ciał Paina postanawia zaatakować Tsunade, która w celu obrony mieszkańców osady pozbyła się całej swojej energii. Na szczęście do akcji wkracza Naruto, rozpoczynając tym samym ostateczną bitwę z najeźdźcą.
Wydarzenia zawarte w czterdziestym szóstym tomiku Naruto prowadzą do rozpoczęcia kulminacyjnej fazy ataku na Konohę, czyli próby zdobycia demona umieszczonego w ciele tytułowego bohatera. Jednak na walkę Naruto z Painem przyjdzie poczekać czytelnikom do ostatnich rozdziałów tomiku. Zanim to nastąpi, będziemy zmuszeni do przebrnięcia przez dyskusję najeźdźcy z Tsunade, podczas której wróg uraczy nas swoją filozofią. Nie można też zapomnieć o rozstrzygnięciu pojedynku Kakashiego oraz pokazie, jaki zaprezentowali Konohamaru i Ebisu. Zwłaszcza że zdanie tego ostatniego na temat Naruto bardzo się zmieniło. Czytelnicy poznają również ojca Kakashiego, Sakumo Hatake. Podobnie jak w poprzednim tomiku, autor powoli wprowadza nowy wątek, jakim jest próba zdobycia tytułu Hokage przez Danzou oraz jej następstwa.
We wnętrzu tomiku standardowo już znajduje się galeria z konkursu na najoryginalniejszą postać. Natomiast na tylnej okładce oprócz streszczenia tomiku można przeczytać, że pan Kishimoto miał problemy z zapełnieniem tego miejsca. Od polskiego wydawnictwa dostajemy stronę z wyjaśnieniem nazw technik, kolejny rozdział opowiadania Przełęcz oraz galerię konkursową zatytułowaną Tatsunoko vs Naruto.
Zarówno od strony technicznej, jak również od strony językowej, nie można zarzucić niczego polskiemu wydaniu. W trakcie lektury nie znalazłem żadnych błędów ani niedociągnięć. Jedyną rzeczą, jaka może budzić zastrzeżenie wśród czytelników, jest dziwne poruszenie czcionki w wybranych „efektach dźwiękowych”, czego przykłady można znaleźć na stronach 32, 52 czy 100.