Naruto
Recenzja
Naruto i Bee toczą bardzo nierówny pojedynek z szóstką sakryfikantów i ich ogoniastymi demonami. Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja na polu bitwy nie przedstawia się najlepiej i nawet wsparcie ze strony Kakashiego i Gaia nie jest w stanie przechylić szali zwycięstwa. Mogłoby się wydawać, że fałszywy Madara w końcu dopnie swego, jednak do przełomu dochodzi, gdy tytułowy bohater zostaje połknięty przez jednego z adwersarzy. W międzyczasie Suigetsu i Jũgo znajdują tajne pomieszczenie należące do Orochimaru, w którym zostały ukryte pewne dokumenty, a Sasuke zajmuje się eliminacją białych Zetsu.
Sześćdziesiąty tom Naruto niemal całkowicie skupia się na walkach. Niestety, autor poskąpił czytelnikom widowiskowych pojedynków zastępując je nudnymi i przegadanymi przepychankami. Dlatego lektura tego tomiku idealnie sprawdzi się w roli remedium na bezsenność. Osoby zainteresowane dalszymi losami pojedynku prawdziwego Madary i pięciu Kage będą zawiedzione – walce poświęcono zaledwie kilka stron, które nie zaskakują niczym szczególnym. Jednak recenzowany tom nie jest pozbawiony niewielkich zalet. Dowiadujemy się kilku rzeczy na temat demonów, które w „szczenięcych formach” prezentują się niezwykle uroczo, a blondas i dziewięcioogoniasty w końcu nawiązują ostateczną formę współpracy wiążącą się z uwolnieniem tego drugiego. Na uwagę zasługuje też scena pokazująca spacerującego w strugach deszczu Sasuke, który uśmiecha się niczym pacjent najgorszego oddziału szpitala psychiatrycznego. Rysunek ten idealnie odzwierciedla przemyślenia olbrzymiej rzeszy fanów mangi, uważających młodego Uchihę za niezrównoważonego wariata. Niestety nie jestem w stanie napisać, czy kolejny tomik przyniesie poprawę pod względem fabularnym – rozdziały wchodzące w skład japońskiej wersji czytałem dawno temu.
Wśród dodatków znajdziemy prace powstałe z okazji wydania sześćdziesiątego tomu japońskiej edycji Naruto oraz rysunek, który zwyciężył w konkursie na najoryginalniejszego shinobi. Z tyłu okładki przeczytamy kilka słów od autora, tym razem poświęconych dopracowywaniu fabuły mangi w trakcie kąpieli oraz streszczenie wydarzeń tomiku. Polski wydawca dołączył też galerię zatytułowaną Karnawał. W tym tomiku nie znajdziemy żadnych reklam ani stron z wyjaśnieniem nazw technik.
Z powodów czysto formalnych należy wspomnieć o poziomie polskiego wydania, który od kilku lat nie zmienił się pod żadnych względem. Tomik został wydrukowany na śnieżnobiałym papierze, nie ma obwoluty ani kolorowych stron. Klej trzyma należycie, a tłumaczenie nie odbiega od wyrobionych norm. W trakcie lektury nie natrafiłem na żadne błędy językowe, stylistyczne czy techniczne.