Naruto
Recenzja
Energia potrzebna do utrzymania trybu pustelniczego przez Naruto wyczerpała się. Jednak nasz bohater nie zamierza się poddać i zaskakuje Paina zdolnościami bitewnymi, eliminując kolejne ciała wroga. Niestety, nic nie może wiecznie trwać i koniec końców Naruto zostaje postawiony w bardzo trudnej sytuacji. Na domiar złego wyznanie i poświęcenie pewnej osoby powoduje zerwanie pieczęci, która miała za zadanie powstrzymywać blondasa przez przemianą w dziewięcioogoniastego demona, co wywołuje natychmiastową reakcję łańcuchową. Wszystko wskazuje na to, że gorzej być nie może, jednak na scenie pojawia się jeden z bohaterów Konohy – Czwarty Hokage. Jak ktoś, kto zmarł lata temu, może pomóc w uratowaniu osady? Czy Naruto powróci do normalnego stanu? Kto ostatecznie wygra pojedynek?
Czterdziesty siódmy tom mangi Naruto powoli zamyka wątki Paina i ataku na Konohę. Niestety, nie zabrakło w nim wielu przegadanych stron i poświęcenia zwieńczonego nudnymi wyznaniami, charakterystycznego dla owego komiksu. Główny bohater w końcu poznaje swojego ojca, jednak czy aby na pewno taki zabieg ze strony autora był potrzebny? Jakby tego było mało, jest to dopiero początek drastycznego spadku ogólnego poziomu mangi Naruto, który już od dłuższego czasu nie był najwyższy. Lata świetności przygód kłopotliwego młodzieńca pragnącego zostać Hokage przeminęły kilkadziesiąt tomików temu i widać gołym okiem, że autorowi dawno skończyły się pomysły na dalsze prowadzenie historii. Niemniej jednak należy się pochwała za ukazanie poziomu zdolności bojowych Naruto. Nasz bohater radzi sobie całkiem dobrze i o dziwo wykazuje zdolność logicznego myślenia i analizy sytuacji.
Pomiędzy rozdziałami znajdują się prace z okazji dziesięciolecia cyklu wydawniczego serii oraz rysunek, który zwyciężył w konkursie na najlepszą oryginalną postać. Na tylnej okładce tomiku przeczytać można streszczenie części wydarzeń w nim zawartym oraz refleksje autora na temat zbliżającego się finału mangi. Polski wydawca uraczył czytelników dwiema stronami reklam, galerią konkursową zatytułowaną Poszukiwacze skarbów oraz dziewiątym rozdziałem opowiadania Przełęcz.
Poziom wydanego tomiku nie odbiega niczym od standardów, do których JPF zdążył przyzwyczaić swoich czytelników. Nie napotkałem żadnych błędów językowych czy stylistycznych, natomiast w oczy rzuca się brak kolorowych stron. Ozdobniki, które były na nich umieszczone w oryginale, w wersji czarno‑białej wyglądają strasznie i aż proszą się o wyczyszczenie.