Naruto
Recenzja
Stało się. Sprzymierzona z Sunagakure Wioska Dźwięku zbrojnie napadła na Konohę. Niedostatecznie czujna Osada Liścia dała się łatwo podejść w czasie finału egzaminu na chuunina i teraz jej los wisi na włosku. Jakby tego było mało, Orochimaru – prowodyr całego incydentu – związał walką jeden na jednego Trzeciego Hokage. Wydawać by się mogło, że pomimo podeszłego wieku przywódcy Liścia, pojedynek będzie wyrównany, lecz główny antagonista słynie ze znajomości wielu zakazanych technik, których nie omieszka użyć w starciu ze swoim byłym mentorem. To jednak dopiero początek zmartwień, ponieważ chwilę wcześniej z pola walki umyka Gaara, z którym zaczynają dziać się niepokojące rzeczy. Wpierw w pogoń za swoim przeciwnikiem rusza Sasuke, później, z rozkazu Kakashiego i pod przewodnictwem Shikamaru, do nagonki dołączają Naruto wraz z Sakurą i tropiącym psem Pakusiem. Zdradzę jeszcze tylko, że to dopiero początek czternastej części mangi.
Zarówno czytelnikowi, jak i bohaterom, ten fragment opowieści przyniesie wiele emocji. Przede wszystkim młodociani ninja zostają nagle rzuceni w wir walki, jakiej jeszcze nie znali. Do tej pory swoje oddanie sprawom osady udowadniali pracą jako najemni wojownicy. Teraz wielu z nich będzie musiało poświęcić znacznie więcej niż młodzieńczy zapał. Przedstawiony w czternastym tomie konflikt wymusi podejmowanie dojrzałych decyzji nawet na niesfornym Naruto, który już raz nieświadomie uratował Konohę, czego skutki odczuwa każdego dnia.
Hokage kontra Hokage! to dość mylący tytuł. Uważny czytelnik z pewnością wie, że Sarutobi to jedyny żyjący przywódca Konohy, nie ma więc możliwości, by stoczył bój ze swoimi poprzednikami lub zabitym ponad dekadę temu następcą. Należy jednak pamiętać, że Orochimaru jest potężnym przeciwnikiem, o czym czytelnik przekona się, kiedy przywódca zbrojnej napaści na kartach czternastego tomu wyjawi swoją tajemnicę. Emocjonująca konfrontacja Trzeciego Hokage ze zdradzieckim uczniem zajmuje niemal całość historii przedstawionej w tej części. Mimo takiego rozciągnięcia jest to istne starcie tytanów i jak do tej pory w Naruto nie było jeszcze pojedynku na takim poziomie.
Fabuła fabułą, do niej nie mam jakichkolwiek zastrzeżeń, czego nie mogę powiedzieć o polskim wydaniu. Po pierwsze w oczy rzuca się wada moim zdaniem karygodna i na tle całej kolekcji bardzo rażąca. Czternasty tom jest niższy o kilka milimetrów. Niby nic, przecież nie każdy egzemplarz ma idealnie te same wymiary, ale po ustawieniu na półce ten jeden wyróżnia się na tle całej reszty jako nieestetyczne wcięcie. Mało tego, górna krawędź nie została ucięta pod kątem prostym do bocznej. Na dobitkę wydawca serwuje na końcu sześć stron reklam, a spis oryginalnych nazw technik znowu ogranicza się jedynie do tych z bieżącej części historii. Dużo lepiej ma się sprawa z dodatkami odautorskimi, chociaż tym razem są nieco skromniejsze niż poprzednio. Możemy się z nich dowiedzieć, jak wizyta u fryzjera popsuła Masashiemu Kishimoto seans filmowy. Z tyłu okładki rysownik wyraża podziękowania dla czytelników i dzieli się radością, jaką odczuwa w związku z trafieniem Naruto na ekrany telewizorów.