Naruto
Recenzja
Eliminacje do trzeciego etapu egzaminu na chuunina trwają dalej. Poprzednia część opowieści zakończyła się nie lada suspensem, kiedy to Sakura wpadła w pułapkę Ino i straciła kontrolę nad swoim ciałem. Oprócz rozstrzygnięcia tego pojedynku w tomie dziewiątym ukazana została walka Naruto, oraz, moim zdaniem, jedno z najciekawszych starć w całej serii, w którym naprzeciw siebie staje nie tylko rodzeństwo, przedstawiciele różnych kast, ale też dwie zupełnie odmienne filozofie życiowe. Mowa oczywiście o Hinacie i Nejim, który okazuje się zaciekłym deterministą i nie daje swojej krewnej szans na wyjście z psychicznego dołka.
Jedno, czego nie potrafię autorowi wybaczyć, to sposób przedstawienia pojedynku Temari i TenTen, który zmieścił się raptem w dwóch kadrach, zaczynającym i kończącym. Pomiędzy niczego nie pokazano, akcja skupiła się na rozmowach pozostałych bohaterów. Moim zdaniem jest to po prostu pójście na łatwiznę, bo już nawet nie oszczędność. Wspomnę jedynie, iż w anime scena ta została mocno rozbudowana.
W kwestii dodatków odautorskich, w porównaniu do części poprzedniej nie pojawiło się nic nowego. Pan Kishimoto dalej dzieli się z czytelnikami swoimi przeżyciami z okresu dzieciństwa, tym razem opowiadając o zamiłowaniu do baseballu i bliskim spotkaniu z agresywnymi małpami.
Polskie wydanie obarczone jest jedną poważną usterką, a mianowicie między stronami 93 i 94 występują dwie całkowicie puste. Tabula rasa? Być może, dziwne jest jednak to, że wydawnictwo nie wykorzystało tego miejsca na wprowadzenie reklam. Zamieszczone w środku bez wątpienia zwróciłyby uwagę całej masy odbiorców. Poza tym na ostatnich stronach tłumacz kontynuuje spis oryginalnych nazw technik, a sam autor na tylnej stronie okładki wyznaje, że jest miłośnikiem malarstwa Claude’a Moneta.