Naruto
Recenzja
Naruto powoli zbliża się do końca, wolniej jednak niż spodziewał się tego sam autor. Czytelnicy z pewnością są podobnego zdania… Tymczasem Madara wraz Tobim i Dziesięcioogoniastym przystępują do kolejnej ofensywy. Przed śmiercią wielu członków sojuszu ratuje w zasadzie tylko czakra Naruto, którą zostali powleczeni. Chwilę później nie mieliby oni, podobnie zresztą, jak i główny bohater, tyle szczęścia, gdyby nie przybycie wskrzeszonych w poprzednim tomie czterech Hokage. Walka zaczyna się na nowo, ale tym razem jest ona bardziej wyrównana. Praktycznie nie biorą w niej udziału Obito i Kakashi, którzy pojedynkują się w innym wymiarze, przy okazji przerzucając się argumentami. Koniec ich walki oraz powrót ucznia Minato na pole bitwy trochę zmieniają sytuację.
Tom sześćdziesiąty szósty przede wszystkim wypełnia akcja. Do walki przyłączają się czterej Hokage oraz Sasuke, co wprowadza pewne urozmaicenie pod względem używanych technik. Fanów drużyny siódmej zapewne ucieszą wspólne działania jej trojga członków, których, tak jak ich nauczycieli, wesprą wielcy podopieczni. Autor zdradza w posłowiu do tego tomu, że obrazek z nimi (spójrzcie na okładkę) planował narysować już od czwartego rozdziału mangi. Poza akcją czytelnicy dostaną ciekawy zwrot akcji (plany Sasuke na przyszłość; w mniejszym stopniu zdziwienie Minato), przywrócenie do zdrowia pokonanej piątki Kage i wspomniany już dyskurs Kakashiego z byłym przyjacielem, zakończony pewną konkluzją. Trochę miejsca poświęcono również innym, oprócz siódmej, drużynom z Konohy.
Trzeba też przyznać, że humor w tym tomie momentami jest niezły, szczególnie te bardziej dosadne fragmenty. Wartka akcja sprawia, że kolejne strony czytało się w miarę dobrze. Co prawda długość tej wojny może już mocno irytować czytelników, ale na szczęście konflikt zbliża się powoli do końca, co zwiastuje zarówno ostatni rozdział, jak i działania Obito.
Okładkę sześćdziesiątego szóstego tomu zajmuje wspomniany już rysunek, który autor mangi planował od czwartego rozdziału pierwszego tomu. U góry, z tyłu, zostaje na nim przedstawionych troje członków drużyny siódmej, a nieco niżej przywołane przez nich: wąż, żaba i ślimak. Autor dokonuje tutaj tak często wspominanej przez siebie wymiany pokoleń, ukazując razem trochę młodszą wersję trójki seninów. Z tyłu okładki znajduje się wspominany już komentarz Kishimoto oraz krótkie streszczenie tego tomu. W środku, oprócz rozdziałów, znajdziemy oczywiście to co zwykle, czyli: galerię postaci, streszczenie poprzednich tomów, spis treści oraz galerię konkursową, z, co trzeba przyznać, naprawdę ładnymi rysunkami. Jest też zapowiedź kolejnego konkursu oraz reklama gry.
Strona techniczna wydania jak zwykle stoi na dobrym poziomie i właściwie trudno jej coś zarzucić. Nie mam też żadnych zastrzeżeń do kwestii stylistycznych i językowych. Sześćdziesiąty szósty tom zawiera trochę więcej akcji niż poprzedni, ale nadal opowiada o tym samym, czyli swego rodzaju wielkiej wojnie, która toczy się od dłuższego czasu. Według zapowiedzi jest jednak już bliska końca. Niewątpliwie napawa to nadzieją i zachęca do dalszego czytania.