Naruto
Recenzja
Itachi sprawia, że Kabuto rozwiązuje „Transmigrację padołu”, w wyniku czego wszystkie osoby wskrzeszone na potrzeby wojny wracają do zaświatów. Tyczy się to również starszego z Uchihów, który u kresu swej egzystencji czyni Sasuke pewne wyznanie. Młodszy z braci nie ma jednak zbyt wiele czasu na dalsze rozważania. Na scenę wkraczają Suigetsu i Jũgo, którzy dostarczają dawnemu przywódcy pewien zwój. W zaistniałej sytuacji Sasuke postanawia wskrzesić Orochimaru. Madara bez większych problemów radzi sobie z piątką Kage. Niestraszne mu nawet rozwiązanie zakazanego jutsu, bowiem udało mu się znaleźć sposób na pozostanie w świecie żywych. Tymczasem Kakashi, Gai, Naruto, Bee, Kurama i Ośmioogoniasty kontynuują pojedynek z Tobim. Wszystko wskazuje na to, że dalsza walka nie ma sensu, bowiem przeciwnik pozostaje nietykalny za sprawą swych technik. W pewnym momencie dochodzi jednak do przełomu, lecz co znaczy poznanie sekretu wroga w świetle odrodzenia się dziesięcioogoniastego demona?
Sześćdziesiąty drugi tom Naruto ostatecznie zamyka wątek braci Uchiha. Autorowi należą się pochwały za doprowadzenie do spotkania Sasuke z jego byłymi kompanami, w innym przypadku nasz mały „mściciel” wciąż trzymałby się planu zniszczenia Konohy. Pozostaje czekać na ostateczną decyzję młodszego z Uchichów i mieć nadzieję, że będzie ona oryginalna. Na scenę powraca Orochimaru. Chociaż od zawsze należał do moich ulubionych antagonistów pojawiających się w Naruto, nie jestem zadowolony z tego faktu. Przeciąganie komiksu kolejnymi wskrzeszeniami nikomu nie wyjdzie na dobre, zwłaszcza że jego poziom spada na łeb na szyję od kilkudziesięciu tomów. Walka Kage z Madarą ciągnie się w nieskończoność. Niestety, jej końca nie widać, a Masashi Kishimoto najprawdopodobniej nie ma pomysłu na kontynuację tego wątku. Najlepsze wrażenia sprawiają rozdziały poświęcone pojedynkowi Naruto i spółki z Tobim. Kakashiemu udało się rozpracować techniki wroga i wszystko wskazuje na to, że „Kopiujący Ninja” rozgryzł też zagadkę tożsamości oponenta. Jednak aby dowiedzieć się, kim naprawdę jest Tobi, przyjdzie nam jeszcze poczekać (choć po dokładnym przeczytaniu tomiku odpowiedź nasuwa się sama).
Pomiędzy rozdziałami jak zwykle znajdziemy wybrane kadry komiksu oraz prace konkursowe japońskich fanów, natomiast na końcu tomiku czeka na nas galeria stworzona z rysunków polskich czytelników i zatytułowana Vintage. Z tyłu okładki przeczytamy zapowiedź wydarzeń ukazanych w recenzowanym tomiku oraz kilka słów od autora, który przed lekturą części 62 zaleca sięgnięcie po nr 61.
Poziom polskiego wydania trzyma się wypracowanych standardów. Tomik został wydrukowany na śnieżnobiałym papierze wysokiej jakości, nie ma obwoluty ani kolorowych stron. Okładkę pokryto warstwą folii ochronnej, a klejenie trzyma należycie. W tłumaczeniu i jego jakości również obyło się bez zmian. Nie natknąłem się na żadne literówki ani błędy techniczne.