Naruto
Recenzja
W pierwszym tomie serii Naruto poznajemy przede wszystkim najważniejsze postaci (na prezentację świata przyjdzie czytelnikowi poczekać, a niektóre fakty ujawniane są w dosyć późnych tomikach). Tytułowego bohatera, Naruto Uzumakiego, poznajemy w momencie, gdy przy pomocy farby olejnej „poprawia” wyrzeźbione w skale (na wzór głów prezydentów USA wyrzeźbionych na zboczu Mount Rushmore) twarze przywódców (hokage) Konohy, rodzinnej wioski głównych bohaterów. Ówże bohater, jak się okazuje, następnego dnia ma egzamin końcowy w szkole ninjutsu; albowiem Konoha to wioska zamieszkana przez ninja, którzy w przeciwieństwie do tych z naszego świata, prowadzą biznes całkiem otwarcie.
Pierwszy tom to przede wszystkim utrzymana po większej części w humorystycznej konwencji opowieść o ww. egzaminie i jego nieoczekiwanych konsekwencjach. Autor dosyć szybko wprowadza pozostałą dwójkę bohaterów (Sakurę Haruno i Sasukego Uchihę), i to właśnie formowaniu się nowej trzyosobowej drużyny młodych geninów (początkujących ninja) poświęcona jest druga część tomu.
Ciekawostką niespotykaną w innych mangach shounen jest sposób przedstawiania dzieci – otóż nie dość, że są one o wiele niższe od dorosłych, to jeszcze niekiedy zachowują się jak dzieci. Również ciekawostką, ujawnioną już w pierwszym tomie, jest powszechne wśród mieszkańców Konohy sieroctwo (ale cóż, ostatecznie zawód ninja jest ryzykowny), co całkiem nieźle tłumaczy rozmaite dziwactwa i skrzywienia osobowości, będące udziałem postaci w Naruto.
Tłumaczenie, mimo że jak na standardy polskiego rynku mangi raczej leciwe, jest zaskakująco dobre. Pewnie jest w tym jakaś zasługa samego tłumaczonego dzieła; w Naruto nie spotkamy ani skomplikowanego słownictwa, ani szczególnie elokwentnych bohaterów (a niektóre często pojawiające się zwroty w rodzaju „zostanę hokage!” można tłumaczyć wręcz „z automatu”). Mimo to należy docenić pracę Rafała Rzepki, który, nie mając jeszcze zbyt dużego doświadczenia z japońskim komiksem, stworzył przekład, który czyta się szybko i bez konieczności zastanawiania się „co też tłumacz miał na myśli”. A ostatecznie w prostym shounenie o to właśnie chodzi…
Jakość wydania recenzowanego tomiku jest zaskakująco dobra, szczególnie biorąc pod uwagę, że pierwszy tom Naruto ukazał się sześć lat temu. Faktem jest, że tomiki przeze mnie recenzowane przechowywane były ze szczególną starannością, ale pod względem jakości wydawniczej Naruto przewyższa nawet niektóre wydania deluxe. W szczególności uwagę zwraca wysokiej jakości druk, sprawne rozmieszenie kadrów na stronach (bolączka wielu, nawet stosunkowo nowych wydań) i przede wszystkim świetny papier, jasny a jednocześnie na tyle matowy, że odbijające się światło nie przeszkadza w lekturze. W przeciwieństwie do wydań deluxe przetłumaczone zostały także onomatopeje i nazwy rozdziałów w spisie treści. Zastrzeżenie mogę mieć tylko do widocznych problemów z dopasowaniem czcionki w dymkach, skutkujących zlewaniem się wyrazów.
Tomik, podobnie jak pozostałe z serii Naruto, pozbawiony jest szczególnych dodatków. Na pięciu ostatnich stronach czytelnik znajdzie cennik i materiały informacyjne wydawnictwa JPF. Ciekawsze są całostronicowe notki odautorskie, z którym można dowiedzieć się m.in. skąd się wzięły postacie głównych bohaterów (starsze, próbne mangi Masashiego Kishimoto oraz Wola Wydawcy) i dlaczego ninja noszą opaski (bo gogle okazały się zbyt męczące w rysowaniu…).