Naruto
Recenzja
Jak pamiętamy z czwartego tomu, Naruto wraz z przyjaciółmi zdołał uporać się z Zabuzą i terroryzującym Kraj Fal prezesem korporacji Gato. Po powrocie do wioski młodzi ninja postanawiają wziąć udział w egzaminie, po którym awansują na wyższy stopień w hierarchii shinobi. Oczywiście, jeżeli go zdadzą, bo egzaminatorzy od samego początku uprzykrzają adeptom życie, a i sami egzaminowani nie darzą siebie nawzajem sympatią. W końcu liczba awansów do rozdania jest ograniczona. Rozpoczyna się bezpardonowy wyścig szczurów.
Już na początku piątej części mangi bohaterowie stają w szranki z konkurencją, która chce dowiedzieć się wcześniej czegoś więcej o przeciwnikach. Egzamin okazuje się także rozgrywką między prowadzącymi geninów nauczycielami, w której stawką jest ich prestiż. Każdy chce udowodnić swoją wyższość.
Sam sprawdzian składa się z dwóch części. Pierwszą z nich, testową, sprawdzającą wiedzę teoretyczną młodych ninja prowadzi, jak się wkrótce okazuje, spec od przesłuchań, tortur i wyciągania informacji. Pod jego ciężkim spojrzeniem wykruszają się kolejne grupy geninów, wpadając na ściąganiu. W istocie jednak to właśnie o umiejętne oszukiwanie w całej zabawie chodzi. Prawdziwym sprawdzianem jest jednak hazardowa gra, w której trzeba zaryzykować swoje marzenia. Kto nie zda, na zawsze traci możliwość zostania ninja. Jak nietrudno się domyślić, nasi bohaterowie wychodzą z tej sytuacji obronną ręką, w dodatku w jakim stylu! To trzeba przeczytać samemu. Dodam tylko, że pan Kishimoto potrafi umiejętnie budować napięcie, nawet jeżeli akcja jest powolna.
Po przejściu przez część teoretyczną przed Naruto i przyjaciółmi staje widmo zmierzenia się z innymi grupami, ponieważ drugi etap egzaminu polega głównie na przeżyciu w lesie oraz na wykradnięciu przeciwnikom potrzebnego do ukończenia zadania zwoju. Jak sobie z tym zadaniem poradzą nasi bohaterowie? Zapewne nie najgorzej, ale o tym w następnych tomach.
Nietrudno zauważyć, że poprzedzające akcję przedstawienie postaci aż pęka w szwach od nowych drugoplanowych gwiazd. Wprawdzie wiele z nich ma jedynie rolę epizodyczną, ale duża liczba bohaterów pozytywnie urozmaica powolną, acz ciekawą akcję tego tomu. Miejscami jednak ten natłok postaci okazuje się męczący, gdyż trudno jest z tego gąszczu wyłonić te najbardziej warte uwagi czytelnika.
Dodatków jest niewiele. Między rozdzielającymi rozdziały obrazkami znalazło się jeszcze miejsce na kącik Jak to Masashi Kishimoto chce, żeby jego nieudane kawałki były odbierane jako szpanerskie, w którym autor opowiada o swoich problemach z ciekawym kadrowaniem. Niewiele tego, ale zawsze można się czegoś ciekawego o rysowaniu mangi dowiedzieć. Wydawca także nie dał o sobie zapomnieć i umieścił na końcu dwie strony reklam. W słowach odautorskich na tylnej okładce pan Kishimoto opowiada tym razem o swoich przygodach z filmami na DVD.