Naruto
Recenzja
Prowadzone przez Jirayę i Naruto poszukiwania Tsunade, która w założeniu ma zostać nowym Hokage, przerywa nagłe pojawienie się Itachiego i Kisame. Dwaj członkowie organizacji Brzask przybyli, aby pojmać blondwłosego genina, ale wszystko wskazuje na to, że tak naprawdę głównym obiektem ich zainteresowania jest zaklęty w ciele chłopaka demon. Po chwili do akcji włącza się Sasuke, który podążył za swoim znienawidzonym starszym bratem z zamiarem zabicia go. Ku jego rozczarowaniu, Itachi nadal ma nad nim niebotyczną przewagę i z łatwością odpiera przepełnione furią ataki. Wtedy też zjawia się Jiraya i zmusza napastników do ucieczki. Całe zajście utwierdza go w przekonaniu, że Naruto musi mieć możliwość obrony przed wrogami łasymi na moc dziewięcioogoniastego i intensyfikuje treningi rozpoczęte w poprzednim tomie. Niestety opanowywanie Rasengana przychodzi młodemu ninja z wielkim trudem.
Wydarzenia przedstawione w Sile Itachiego można podzielić na dwie części. Pierwsza z nich to oczywiście interwencja tytułowego bohatera tego tomu. Ten moment jest ważny głównie dlatego, że wtedy właśnie autor w postaci retrospekcji i z perspektywy Sasuke przedstawia zbrodnię, popełnioną przez Itachiego na własnej rodzinie. Wyjaśnia to wiele w kwestii stosunków rodzeństwa Uchiha i daje czytelnikowi możliwość ustosunkowania się do uczuć młodszego z braci. Po tym dramatycznym fragmencie atmosfera się rozładowuje i to dość gwałtownie. Naruto kontynuuje nauki u Jirayi, czemu towarzyszy cała masa zabawnych scen. W międzyczasie widzimy poczynania Tsunade, a także odwiedzamy Orochimaru, cierpiącego męki po starciu z Trzecim Hokage.
W siedemnastym tomie dodatków odautorskich jest co niemiara. Jako pierwsze w oczy rzucają się staranne grafiki stworzone przez asystentów pana Kishimoto z okazji trzylecia Naruto. Oprócz nich autor dzieli się wspomnieniami w kolejnych częściach cyklu Jak dorastałem, opowiadając między innymi o entuzjastycznym podejściu mamy do jego pierwszego sukcesu na drodze mangaki i stresie podczas rozmowy telefonicznej z redaktorem Shounen Jumpa.
W polskim wydaniu JPF nadrabia zaległości z poprzednich kilku tomików i raczy czytelnika aż sześcioma stronami reklam, które przy mądrzejszym gospodarowaniu mogłyby zająć o połowę mniej miejsca. Spis japońskich nazw technik obejmuje tomy 16 i 17.
Na ostatniej stronie okładki Masashi Kishimoto narzeka na zakwasy po jeździe na rowerze i prosi czytelników o wyjaśnienie tego zjawiska.