Naruto
Recenzja
Pojedynek Deidary i Sasuke trwa w najlepsze. Chociaż członkowi Brzasku wydaje się, że ma przewagę nad Uchichą, chłopak zawsze jest o krok przed nim. Zdesperowany Deidara postanawia sięgnąć po technikę ostateczną. Shinobi z Konohy kontynuują poszukiwania Sasuke, ale zdolności Karin sprawiają, że zostają zawczasu wykryci, co bardzo komplikuje sprawę. Jiraiya dowiaduje się, iż lider Brzasku przebywa w Amegakure. Pomimo sprzeciwów Tsunade mężczyzna postanawia przeniknąć na terytorium wroga.
W czterdziestym tomiku Naruto dobiega końca walka rozpoczęta w poprzedniej części. Jej finał nie jest co prawda tak widowiskowy, jak sama potyczka, jednak ogólny dobry poziom został utrzymany. Strony z pościgiem nie należą do najciekawszych, nie dzieje się na nich nic szczególnie wartego uwagi. Zarówno Sasuke, jak i Naruto spotykają Itachiego, co niesie zapowiedź istotnych wydarzeń, które będą miały miejsce w następnych tomach. Poznajemy też tożsamość lidera Brzasku – jest nim Pain z Wioski Deszczu – oraz jego towarzyszkę Konan, potrafiącą zmieniać ciało w papier i będącą jedyną kobietą w szeregach mafijnej organizacji. Największym zaskoczeniem jest jednak ujawnienie faktu, iż za sznurki tak naprawdę pociąga Tobi.
Pomiędzy rozdziałami zupełnie tradycyjnie znajdziemy japońskie prace konkursowe oraz wybrane kadry komiksu. Na tylnej okładce przeczytamy wywody autora na temat sterowanych radiem modeli oraz streszczenie fabuły. JPF oprócz strony z wyjaśnieniem japońskich nazw technik umieścił w tomiku galerię zatytułowaną Naruto w grze komputerowej oraz drugą część opowiadania Przełęcz.
Poziom polskiego wydania nie zaskakuje i nie wybija się ponad to, co otrzymywaliśmy do tej pory. Śnieżnobiały papier, brak obwoluty i kolorowych stron to cechy charakterystyczne rodzimej edycji Naruto. Tłumaczenie również nie uległo zmianom, wciąż jest lekkie, swobodne i przyjemne w odbiorze. Nie natknąłem się na żadne błędy językowe, stylistyczne czy techniczne.